- 1 Sędzia z finału MŚ 2022 wraca na derby (27 opinii)
- 2 W Arce na derby po półmaratonie? (61 opinii)
- 3 Żużel. Awans Kasprzaka i dwucyfrówki (47 opinii)
- 4 Lechia nie bierze remisu w derbach (69 opinii)
- 5 W tej lidze będzie walka do ostatniej kolejki (6 opinii)
- 6 Przyszły mistrz KSW trenuje w Gdyni? (47 opinii)
Ręka na pulsie
14 stycznia 2006 (artykuł sprzed 18 lat)
Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia
PROKOM TREFL: Nemeth 16 (4x3), Dalmau 14, Wójcik 13 (1x3), Andersen 6, Nordgaard 6 (2x3) - Jagodnik 11 (2x3), Pacesas 6 (2x3), Masiulis 0, Dylewicz 1.
ARMANI JEANS: Bulleri 8 (1x3), Fajardo 8, Blair 8, Calabria 8 (2x3), Gigena 8 (2x3) - Galanda 11 (1x3), Grant 6, Vukcevic 0, Schultze 1, Coldebella 2, Montecchia 0.
Christian Dalmau, Istvan Nemeth, Jeff Nordgaard, Adam Wójcik, Michael Andersen... Na tych koszykarzy postawił w wyjściowym składzie Kijewski. A ci odpłacili się trenerwowi za zaufanie punktami, zdobywając ich 55, czyli 75 procent dorobku całego zespołu.
Z dotychczasowych pewniaków do gry z twardością ławki zapoznało się aż trzech: Litwini Tomas Pacesas i Tomas Masiulis, a przede wszystkim słoweński supersnajper, Goran Jagodnik.
- Wyszliśmy innym składem, gdyż chciałem dać drużynie nowy impuls - tłumaczył szkoleniowiec miejscowych.
Nordgaard, którego wiele odsyłało już do domu, wniósł na parkiet nieustępliwość, której wcześniej brakowało jego kolegom. Co prawda zapłacił za to trzema przewinieniami już po siedmiu minutach, ale też zmęczył rywali. Na tak przygotowany grunt wszedł Jagodnik i zaczął trafiać, może jeszcze nie tak regularnie jak za najlepszych dni w Sopocie, ale zdecydowanie częściej niż w ostatnich meczach. To właśnie jego akcje oraz punkty Nemetha pozwoliły Prokomowi wyraźnie wygrać inauguracyjną kwartę.
W drugiej odsłonie gospodarze podkręcali tempo jeszcze tylko przez cztery minuty. Podciągnęli wynik na dwanaście punktów przewagi (32:20, 34:22) i jakby zabrakło im tchu. Niewiele brakowało, aby Włosi, w których szeregach wyróżniał Giacomo Galanda, jeszcze przed przerwą odrobili straty. Ostatecznie udało się zachować korzystny wynik. Zespoły udały się na odpoczynek przy prowadzeniu sopocian 38:35.
Po zmianie stron do ataku ruszyli goście. Trójka Dante Calabrii wyprowadziła Armani w 24. minucie do przewagi 42:40. Na szczęście szybko wyrównał Wójcik, a rzutem zza linii 6,25 poprawił Norgaard. Tuż przed końcem kwarty różnica na korzyść gospodarzy wzrosła do 10 punktów (56:46), a popularny "Oława" nie tylko zapisał na swoje konto kolejną zdobycz, ale - co równie ważne - wykluczył z gry Galandę, który "spadł" za piąte przewinienie.
W ostatnich tygodniach Prokom posiadł sztukę marnowania całego wysiłku w czwartej kwarcie. Tym razem finałowe minuty podopieczni Kijewskiego zagrali bardzo pewnie. Dopuścili rywali jedynie na odległość sześciu punktów (61:55). Gdy parkiet za piąte przewinienie musiał opuścić Dalmau, który tego dnia był motorem napędowym zespołu i głównym reżyserem jego gry, o swojej klasie potrafił przypomnieć Pacesas.
Trenerski dwugłos
Eugeniusz Kijewski: - To zwycięstwo było nam bardzo potrzebne. Drużyna zagrała bardzo ambitnie. Chciałbym podziękować a publiczności, która swoim dopingiem dołożyła cegiełkę do tego zwycięstwa. Oby teraz nasza forma szła w górę. Są bowiem jeszcze szanse na awans do TOP-16. Kluczowym spotkaniem będzie mecz w Barcelonie.
Lino Lardo: - Gratuluję Prokomowi, ale podkreślam, że my potrafimy grać lepiej. Na przykład lepszy mecz niż dzisiaj zagraliśmy w niedzielę w lidze. W Sopocie przegralismy TOP-16. Nie pozostaje nam nic innego jak skoncetrować się na walce o tytuł mistrza Włoch.
jag.
Kluby sportowe
Opinie (11)
-
2006-01-12 20:13
NO to szacunek ja odbiłem od tematu po pierwszym sezonie w 1 lidze jeszce w starej hali na Haffnera.
- 0 0
2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.