- 1 Z jakimi piłkarzami Lechia na ekstraklasę? (53 opinie)
- 2 Pomocnik Arki: Derby o wygranie ligi (85 opinii)
- 3 Żużel: składy, debiut, IMP i zagranica (58 opinii)
- 4 Przerwana passa zwycięstw Gedanii (4 opinie)
- 5 Dylewicz o Treflu przed Śląskiem (4 opinie)
- 6 Kto i jak przyjedzie na derby z Arką? (201 opinii)
Skonto - Prokom 83:97
5 grudnia 2002 (artykuł sprzed 21 lat)
Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia
PROKOM: Barry 12, Vranković 9, Jagodnik 26, Masiulis 17, McNaull 2 - Krzykała 7, Blumczyński 5, Marković 4, Dylewicz 7, Jankowski 2.
SKONTO: S. Valters 3, Blums 20, Sneps 4, Wilson 24, Ostler 24 - Janicenoks 8, Berzins.
Przewaga gości niemal od początku meczu była wyraźna. Jedynie przez pierwsze cztery minuty z przyjezdnymi próbował wojować biały Amerykanin Troy Ostler. Dzięki akcjom 24-latka Skonto po 240 sekundach gry utrzymywało remis 5:5. Później do pracy zabrał się Goran Jagodnik, który powiększał zdobycze naszej drużyny. Zawodnikom Valdisa Valtersa odgryzanie się przychodziło z tym większym trudem, że Kristaps Valters, playmaker młodzieżowej reprezentacji Łotwy, a jednocześnie syn coacha, odczuwał skutki kontuzji nogi, z którą zmagał się przez dwa tygodnie. Gospodarze nie zamierzali jednak rezygnować. Po dwóch trójkach Janisa Blumsa tracili w ósmej minucie do naszych pięć "oczek" (14:19). Łotysze nie mieli co liczyć na doping swych kibiców. Niewielu z nich wierzyło w możliwość sprawienia sensacji w tym spotkaniu przez Skonto. Przestarzały obiekt odwiedziło ledwie 350 fanów! Zawodnicy czuli się na boisku nieswojo. Większość akcji rozgrywano w kompletnej ciszy. Do niecodziennych warunków szybciej przyzwyczaili się sopocianie. Na dobre rozkręcili się w drugiej kwarcie. Po trójkach Jagodnika i Jacka Krzykały oraz wsadzie Filipa Dylewicza (14 i 15 min) Prokom objął dziesięciopunktowe prowadzenie (50:40).
Ta przewaga utrzymywała się do końca spotkania, a boisko stało się miejscem popisów trzech zawodników. Z sopockiej strony rywali gnębił 28-letni Jagodnik, z kolei nam we znaki dawał się amerykański duet Ostler - Lamayne Wilson. Na szczęście Słoweniec miał wsparcie w drużynie, dzięki czemu po trzech kwartach zespół z Polski prowadził 74:63. W ostatniej odsłonie przewaga sopocian stopniała do zaledwie czterech "oczek", jednak dzięki Tomasowi Masiulisowi potrafili się obronić. Radość ze zwycięstwa nie jest pełna. W piątej minucie Joe McNaullowi odnowiła się kontuzja ścięgna śródstopia. Jego występ w meczu z Ideą Śląsk Wrocław jest wątpliwy.