Dziwny optymizm zapanował w Sopocie. Koszykarze Prokomu Trefl mają czwarty tytuł mistrza Polski zdobyć już w Zgorzelcu. Oznacza to, że żółto-czarni musieliby wygrać na wyjeździe i w piątek, i w niedzielę. Plan bardzo ambitny, acz wykonalny, ale nie można zapominać też o tym, że pierwsze starcie finałowe dało ekipie
Eugeniusza Kijewskiego szczęśliwe zwycięstwo po dogrywce,w rundzie zasadniczej Turów wygrał u siebie aż 74:54, a w półfinale poza własną halą był komplet porażek.
Anwil zmęczony rywalizacją z Prokomem Trefl zajął tylko czwarte miejsce, bo przegrał (1-2) play off ze Śląskiem Wrocław. Jednak w Sopocie nadal panuje przekonanie, że mecze mistrza i wicemistrza Polski z poprzedniego sezonu były przedwczesnym finałem. Akcentuje się elementy, w których włocławianie są lepszych zespołem od Turowa. -
Tam było wielu zawodników, którzy w każdej chwili mogli zacząć rzucać, w Turowie jest takich 2-3, na pewno jest to drużyna o mniejszej sile w ofensywie niż Anwil. My tylko musimy wrócić do gry obronnej na naszym poziomie, bo w tym sezonie z defensywą bywa nie najlepiej - ocenia
Tomas Pacesas, kapitan żółto-czarnych. -
Kluczowy będzie pierwszy mecz w Zgorzelcu. Jeśli go wygramy, to w niedzielę gramy o tytuł - dodaje
Huseyin Besok. -
Pracowaliśmy ciężko na treningach przez cały sezon i myślę, że jesteśmy dobrze przygotowani. W drugim meczu to było tylko chwilowe załamanie - odgraża się z kolei
Robert Witka, który wraz z Turowem zamierza wrócić do Sopotu w najbliższy czwartek na mecz numer pięć. Na razie Prokom prowadzi 2-0, a tytuł obroni, jeśli wygra cztery razy.
W piątek spotkanie rozpocznie się o godzinie 17.00. Bezpośrednie transmisje zapowiadają aż dwie stacje: Polsat Sport i TV 4.
jag.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
