Rozmowa z Markiem Millerem
Mark Miller był najlepszym koszykarzem Prokomu Trefla Sopot w meczu z Notecią Inowrocław. 30-letni Amerykanin zdobył 28 punktów, mając niemal stuprocentową skuteczność. Amerykanin wraca do formy i swą postawą zapytuje trenera
Eugeniusza Kijewskiego o miejsce w wyjściowej piątce.
- Kibice myśleli, że Mark już i zapomniał, jak gra się wielkie mecze.
- Mark ma się dobrze i stara wypadać jak najlepiej w każdym meczu. Często jednak jest to uwarunkowane przeciwnikiem, taktyką, liczbą minut spędzonych na boisku. Ja, co widać, gram przede wszystkim dla drużyny. Mecz przeciwko Noteci po prostu tak się ułożył, że zdobyłem aż tyle punktów.
- 28 punktów to bardzo dobry wynik. Poprzeczkę zawiesiłeś sobie bardzo wysoko. W każdym meczu będziesz punktował na tym poziomie?
- Nie zależy mi na tym. Najważniejsze zadanie jest takie, by wygrywał zespół. A to, kto zdobył punktów, ile miał zbiórek, asyst, jest już sprawą mniej ważną. Chociaż nie powiem, miło jest widzieć, że praca wykonywana na treningach przynosi efekty.
- Spodziewasz się, że po takim efektownym występie trener będzie wystawiał cię w wyjściowej piątce, czy w dalszym ciągu będziesz czarnym koniem wchodzącym z ławki rezerwowych?
- Decyzja należy do trenera. Moje chęci nie mają nic do rzeczy. Trener ustala taktykę, a my, zawodnicy, jesteśmy jej wykonawcami. Jeżli coach stwierdzi, że w meczu więcej dam drużynie wychodząc do gry od początku, to na mnie postawi. Jeśli nie, to będę wchodził z ławki.
- Po rozwiązaniu umowy z Haroldem Jamisonem jesteś jedynym Amerykaninem, nie licząc mającego podwójne obywatelstwo Joe McNaulla, w zespole. Czujesz się w Polsce samotny?
- Nie, bo gram u was od dłuższego czasu, poznałem tutaj wielu miłych ludzi. Jestem profesjonalistą. Wychodzę z założenia, że mam do wykonania swoją robotę w Polsce. I staram się robić to jak najlepiej. Przecież z powodu odejścia Harolda nagle się nie rozkleję.
- Rozwiązanie kontraktu z Jamisonem było dobrym posunięciem władz klubu?
- To nie mój interes, nie moja sprawa. Walczymy dla zespołu, ale trzeba pamiętać, że każdy z nas jest oceniany przez trenerów, szefów klubu.
- Po zawieszeniu Filipa Dylewicza Prokom ma luki pod koszem, a w środę gracie bardzo ważny mecz z Olympiakosem Pireus. Rywal wzmocnił się potężnym Węgrem Robertem Gulyasem. Jakie będzie to spotkanie?
- Bardzo trudne. Wzmocnienia Olympiakosu świadczą o tym, że zespół ten jeszcze nie złożył broni. Brakuje nam bardzo niewiele do awansu do fazy TOP 16 Euroligi, jednak by tam się dostać, musimy wygrać w środę. Jestem dobrej myśli.