Po wygraniu 45. edycji prestiżowego turnieju Mazovia Cup koszykarze Prokomu Trefla Sopot wrócili do zajęć. Wczoraj klasyczny trening zastąpiły testy wydolnościowe. Zawodnicy biegający po hali z aparaturą komputerową na plecach i w maskach tlenowych upodobnili się do filmowego "Predatora".
Testy polegały na zaliczaniu biegiem odcinków (tak zwanych kopert) w limicie czasowym. Pierwszy próg podyktowany przez specjalistów z gdańskiej AWFiS wynosił 33 sekundy, kolejne 26, 23, 21... Zawodnik biegał tak długo, aż zabrakło mu sił. Każdy sopocianin był poddawany próbom przez maksimum pół godziny. Jeden z najlepszych wyników osiągnął
Andrzej Pluta, któremu po wyczerpującym sprawdzianie nie było dość. Wybrał się z rodziną na długi spacer.
- Dla rodziny zawsze musi być czas. Testy rzeczywiście były trudne, jednak na wydolność nigdy nie narzekałem. Koszykówka to mój zawód, dbam o swoje ciało - mówił 30-letni obrońca. "Pluto" jest jednym z kilku zawodników wicemistrza Polski, który walkę w meczach sparingowych odczuł na własnej skórze. Może się "pochwalić" ogromną śliwką pod okiem.
- Taki mały Murzyn (De Juan Collins - przyp. aut.)
z Alby Berlin na moim oku sprawdzał wytrzymałość swych łokci - wyjaśnił.
Siniaka w tym samym miejscu ma także
Filip Dylewicz. To także pamiątkę z meczów z Albą. "Dylu" otrzymał cios od rodaka, Szymona Szewczyka.
- Nie przeprosił. Ale nie będę będę rozpamiętywał - rzucił nasz skrzydłowy. 23-letni Dylewicz w Mazovia Cup zastępował na pozycji środkowego kontuzjowanego
Troya Ostlera. Jednak to urodzony skrzydłowy.
- Jeśli trener Kijewski będzie mnie wystawiał na środku, to na pewno się nie obrażę, bo będę grał. Ale nie ręczę za efekty, bo przecież nie jestem silny, a pod koszem liczy się masa i siła. Dobrze, że w finale moim rywalem był Adam Wójcik, a nie jakiś gigant - nie bez racji stwierdził reprezentant Polski, dla którego ten sezon powinien być przełomowy w karierze.
Dylewicz zastępował Ostlera, gdyż ten już w pierwszym meczu turnieju Mazovia Cup, z Rhein Energie Kolonia, skręcił staw skokowy. Polak po trosze przyczynił się do tego zdarzenia, bo jednocześnie z Amerykaninem wyskoczył do zbiórki. 24-letni center spadł na stopę "Dyla" i nieszczęście było gotowe. Teraz losy Ostlera w Prokomie stoją pod dużym znakiem zapytania. Wszystko zależy od jego agenta. Jeśli ten będzie nalegał, by mimo kontuzji i braku rozpoznania umiejętności koszykarza podpisano z nim kontrakt, to
Tadeusz Szelągowski, prezes Trefla SSA, pożegna się z tym zawodnikiem. Jeśli agent zgodzi się na przedłużenie okresu na testowanie gracza bez podpisywania umowy, szanse Ostlera na grę w Prokomie wzrosną.
- Chcemy przedłużyć tak zwany play out, by wiedzieć kogo angażujemy. W ciemno nie chcemy inwestować - zapewnił prezes.
Najpoważniej wygląda uraz
Dragana Markovicia, który już na początku meczu z Ideą Śląskiem Wrocław poważnie skręcił staw skokowy. Serb oczywiście nie brał udział w testach wydolnościowych. Nie pojawi się na zajęciach przez najbliższe 2-3 tygodnie.
- To nie drobnostka, ale co zrobić? Cieszę się, że prześwietlenia nie wykazały złamania. Obawiałem się tego - żalił się Drago.
Kolejnym pechowcem jest
Miroslav Radosević. Serb, którego Estończyk Tanel Tein tak mocno uderzył w kość policzkową już w pierwszej kwarcie meczu z Ideą, że nasz zawodnik musiał opuścić boisko, wyjechał do Belgradu. Na szczęście nie na długotrwałe leczenie, gdyż poza chwilowym bólem i zamroczeniem nic poważnego mu się nie stało. Nasz zawodnik wyjechał jedynie załatawiać wizę pobytową. Weźmie udział w Turnieju o Puchar Prezydenta Sopotu, który w najbliższy weekend odbędzie się w Hali 100-lecia. W imprezie prócz Prokomu zagrają: Polonia Warbud Warszawa, Czarni Słupsk i Gipsar Stal Ostrów Wlkp. Przed meczem ze "Stalówką" (sobota, 19.30), o 19.00 odbędzie się prezentacja zespołu.