Rozmowa z Filipem Dylewiczem
Zgodnie z umową zawartą pomiędzy Treflem SSA a MKS Pruszków SSA, wypożyczony z zespołu koszykarzy Prokomu Trefla Sopot do Old Spice Filip Dylewicz w sobotę już trzeci mecz tych drużyn obejrzy z trybun. 23-letni skrzydłowy nie może jednak narzekać na brak gry.
- Trochę żałuję, że nie mogę zagrać przeciwko swoim kolegom. Szczególnie żal mi meczów w Sopocie, które przeszły mi obok nosa. Miło byłoby pokazać się swoim kibicom. Fani na Wybrzeżu są moimi kibicami.
- Jak wyglądałby twój pojedynek z Tomasem Masiulisem?
- Zadanie byłoby potwornie trudne, bo Tomas to świetny i cwanie grający obrońca. Z drugiej strony byłoby to dla mnie olbrzymie wyzwanie.
- W Prokomie byłeś najmłodszym zawodnikiem, w Pruszkowie trafiłeś na swoich rówieśników...
- To duży plus. Nie mówię, że pod tym względem w Sopocie było źle, a koledzy z Sopotu to grono nudziarzy. Co to, to na pewno nie. Zawsze można było z Dariusem Maskoliunasem albo Danielem Blumczyńskim wyjść do kina lub do kawiarni. Jednak tam większość zawodników ma żony, dzieci i... swoje lata. W Pruszkowie gra młodzież. Nowi koledzy bardzo fajnie mnie przyjęli.
- W Pruszkowie spotkałeś trenera Arkadiusza Konieckiego, z którym pracowałeś w Sopocie na początku kariery. Czy coach wiele zmienił w swym trenerskim warsztacie?
- Nic nie zmienił. Dalej jest to ten sam stary, dobry "Koniu". Realizujemy założenia: szybciej, dalej, więcej.
- Na brak gry nie możesz narzekać. W ostatnim meczu przeciwko Idei Śląskowi Wrocław, nie dość, że wyszedłeś w pierwszej piątce, to zagrałeś aż 35 minut.
- No i trzeba od razu dodać, że trafiłem zaledwie raz na siedem oddanych rzutów za dwa punkty. Totalna tragedia. To był chyba mój najdłuższy występ w karierze, ale trema na pewno mnie nie zjadła. Po prostu mi nie szło. Nawet trzykrotnie próbowałem swojego pokazowego wsadu, ale ani razu nie udało mi się tego dokonać. Mimo to trener Koniecki nie zdejmował mnie z parkietu. Wierzy we mnie.
- Opuszczając Wybrzeże dostałeś szansę nie tylko częstszych występów, ale i spojrzenia na swój macierzysty zespół z dystansu i posłuchania z boku opinii na jego temat. Co w wielkim świecie mówią o Prokomie?
- Wszystkie głosy są podobne. Z kim bym nie rozmawiał, każdy mówi, że w tym sezonie na Prokom nie będzie mocnych. Zespół zbudowany jest z głową, skład ma wprost niesamowity, a ławka rezerwowych - palce lizać. Nikt im nie zagrozi. Rywale mogą wygrywać pojedyncze mecze, ale w ostatecznym rozrachunku górą zawsze będzie Prokom.
Krystian Gojtowski
