Koszykarze Prokomu Trefl Sopot prowadzą z Legią Warszawa 2-0 (78:70 i 115:69) po dwóch spotkaniach pierwszej rundy play off, co nie dziwi. Bardziej zastanawia metamorfoza formy sopocian. Różnica pomiędzy sobotnią a niedzielną dyspozycją Prokomu była kolosalna. Ta uwaga nie dotyczy
Tomasza Jankowskiego. Rozgrywający pierwsze spotkania po kontuzji środkowy z Sopotu zaliczył kapitalne partie zdobywając w obu meczach 34 punkty.
- Jestem bardzo zadowolony z tego, co pokazałem. Początkowo wydawało się, że górę weźmie strach przed bólem. Na szczęście ten nie pojawił się ani razu. Rozgranie takich spotkań po kontuzji jest efektem zebranych przez lata doświadczeń.
- Czy to oznacza, że - mówiąc przewrotnie - kontuzja może pomóc w odbudowie formy?
- Wszystko na to wskazuje. Miałem w karierze kilka takich momentów, że gdy wracałem po kontuzji, miałem wejście smoka. Teraz trzeba trzymać kciuki za to, bym utrzymał tę formę jak najdłużej.
- Można było u pana zauważyć kompletny luz przy oddawaniu rzutów. Obojętnie z jakiego miejsca pan przymierzał, piłka posłusznie wpadała do kosza.
- Wydaje mi się, że decydujące było to, że niczego nie musiałem. Miałem komfort psychiczny. Jestem po kontuzji i słabszy występ łatwo mógł być wytłumaczony. Rzucałem więc jak na treningu. Jak wspomniałem, nie czułem bólu, jednak pewna asekuracja w psychice istniała. W niedzielę zapomniałem i o tym, dlatego grało mi się jeszcze lepiej.
- Czy był moment, kiedy kontuzjowane kolano było narażone na kolejny uraz?
- Niestety, tak. W pierwszym spotkaniu, w podkoszowej walce jeden z rywali wpadł na drugiego, a ten poleciał na moją nogę. W pewnym moencie zrobiło mi się ciepło. Na szczęście w ostatniej sekundzie odsunąłem nogę i nie doszło do powtórki z Włocławka.
- Co prawda. wygraliście oba spotkania z legionistami, to jednak wasza gra w pierwszym i drugim spotkaniu różniła się diametralnie na korzyść niedzielnego występu. Co się stało z kolegami podczas sobotnio-niedzielnej nocy?
- Nie wiem, jak koledzy spędzali wolny czas. Duży wpływ na poprawę naszej gry mógł mieć natomiast poranny trening w niedzielę, kiedy przećwiczyliśmy pewne zagrywki, które były skuteczne w walce z Legią.
- Po pierwszym spotkaniu Andriej Sinielnikow, obrońca Legii, twierdził, że w zwycięstwie pomogli wam sędziowie, a tak w ogóle to nie macie kondycji i w rewanżu spuchniecie.
- Naprawdę tak powiedział? Teraz musi mu być bardzo głupio.
- Po tych zwycięstwach wydaje się, że trzeci mecz w Warszawie jest czystą formalnością.
- Pewnie tak się stanie. Potem z niecierpliwością będę czekał na wynik rywalizacji Pruszkowa z Anwilem. Wierzę, że mimo dwóch porażek pruszkowianie napsują wicemistrzom jeszcze sporo krwi.