Eugeniusz Kijewski miał już okazję uczestniczyć w najbardziej prestiżowych rozgrywkach koszykarskich na starym kontynencie - w sezonie 1989/90. Dzisiejszy trener Prokomu Trefla Sopot był gwiazdą Lecha Poznań grającego w Pucharze Europy. W elitarnej Eurolidze nie rywalizował jednak jeszcze nigdy.
- Stres?
- W Eurolidze jest tyle znamienitych zespołów, że nie ma tu miejsca na stresy. Wzięliśmy się do roboty i postaraliśmy się stworzyć najlepszą ekipę, na jaką mogliśmy sobie pozwolić.
- Prokom ma być pierwszą polską drużyną, która awansuje do fazy TOP 16 Euroligi. Czy możliwe jest dokonanie tego w debiutakncim sezonie?
- Nie powiem panu dzisiaj, który mecz wygramy, a który przegramy. Każdy z grupowych rywali jest niesamowicie silny, ale będziemy walczyć w każdym spotkaniu o zwycięstwo. Jesteśmy beniaminkiem w Eurolidze, ale nasi zawodnicy nie są nowicjuszami. By daleko nie sięgać, wystarczy powiedzieć, że
Tomas Masiulis i Darius Maskoliunas wygrali te rozgrywki w 1999 roku. Ich doświadczenie będzie naszym dużym atutem.
- Pierwszą połowę meczu z Gipsarem zagraliście źle. Nawet nie chciało się myśleć, co spotka was w Belgradzie...
- Trochę zlekceważyliśmy rywali. W drugiej połowie zagraliśmy już na swoim normalnym poziomie. Wierzę, że w Belgradzie zagra Prokom z tej drugiej połowy.
- Co pan wie o Partizanie?
- Mamy materiały, kasety, informacje o tej drużynie. Wniosek jest taki, że gracze Partizana bardzo dobrze idą na atakowaną tablicę. Często na tablicę rywala rusza aż czterech ludzi. Jeśli myślimy o osiągnięciu korzystnego rezultatu w Belgradzie, to przede wszystkim musimy opanować własną deskę.