Rozmowa z Denisem Vrsaljko, nowym koszykarzem
Jest duży i jest zmęczony. Takie wrażenie na pierwszy rzut oka sprawia Chorwat Denis Vrsaljko (212 cm), były środkowy KK Żrinjevac, a od kilkudziesięciu godzin nowy center zespołu koszykarzy Prokomu Trefla Sopot. W pierwszej rundzie ekstraklasy chorwackiej (bez udziału czterech najlepszych drużyn) olbrzym zespołu zdobywał średnio 14 punktów i miał 10 zbiórek. W Sopocie będzie podobnie?
- Po raz pierwszy próbujesz szczęścia za granicą?
- Nie. Już raz próbowałem, także w Polsce. Przed dwoma laty byłem na testach w Śląsku Wrocław. Trener Andriej Urlep przyglądał mi się przez trzy dni, zaliczyłem kilka treningów. Jednak do podpisania kontraktu nie doszło.
- Urlep miał inną wizję budowy zespołu?
- Nie, nie. Słoweński coach twierdził, że mu się spodobałem. Sprawa rozbiła się o finanse. Różnice pomiędzy mną a klubem były zbyt znaczne, abyśmy w krótkim czasie mogli znaleźć kompromis. A poza tym byłem wtedy bardzo, bardzo młodym graczem i nie miałem pojęcia o kilku sprawach, o których dzisiaj coś wiem.
- To chyba jesteś drogim graczem. Działacze Prokomu byli przekonani, że biorą z Chorwacji utalentowanego, a przy tym taniego zawodnika.
- Nie uważam siebie za drogiego gracza, jednak istnieje pewne minimum finansowe, poniżej którego raczej nie powinno się schodzić.
- Śląsk nie miał na ciebie pieniędzy?
- Tak to odebrałem. We Wrocławiu powiedziano mi, że będziemy w kontakcie. Wrocław miał odezwać się za dwa lata. Rzeczywiście, po dwóch latach trafiłem do Polski, ale nie na Śląsk, lecz nad morze.
- Masz zaledwie 21 lat. Dlaczego w tak młodym wieku, chcesz uciekać z rodzinnego kraju. Nie chciałbyś jeszcze trochę okrzepnąć w chorwackiej lidze?
- Ogólna opinia na mój temat w Chorwacji jest bardzo pochlebna. Jestem uważany za jednego z najzdolniejszych centrów młodego pokolenia. Często byłem wybierany też MVP meczu. W wielu spotkaniach zdobywałem tak zwane double-double. Ostatnio grałem w KK Żrinjevac Zagrzeb, jednak ten klub popadł w olbrzymie problemy finansowe. Nie potrafił spełnić podstawowych warunków umowy, więc gra w nim mijała się z celem. Finansowe kłopoty ma większość klubów w Chorwacji, więc wielu utalentowanych graczy wyjeżdża za granicę.
- Jak doszło do tego, że trafiłeś do Prokomu?
- To, że wasz klub zwrócił na mnie uwagę, zawdzięczam mojemu agentowi, Hrvoje Ciketiciowi oraz Josipowi Vrankoviciowi, który bardzo dobrze zna się z Hrvoje.
- Od Vrankovicia czerpałeś wiedzę na temat Prokomu i polskiej ligi?
- O lidze "Joke" mówił wiele dobrych rzeczy. Przede wszystkim to, że jest niedoceniana i dopiero jak się w niej gra, to można się przekonać, że jest to duże wyzwanie.
- A Prokom?
- Oczywiście Josip okazał się bardzo pomocny, ale też o sopockim klubie wiele mówi się w Chorwacji. Prokom gra w jednej grupie Pucharu ULEB z Croatią Split. Już wcześniej o zespole z Sopotu mówiło się pochlebnie. Po tym jak rozgromił Croatię w Sopocie, to w ogóle zaczęto określać go mianem faworyta rozgrywek.
- Będziesz walczył o miejsce w Prokomie ze słynnym Gintarasem Einikisem...
- Litwin jest starszy ode mnie o 13 lat i jego dokonania to już nie moja epoka. Mam nadzieję, że będziemy grali dla zespołu, a nie przeciwko sobie.
- Kiedy przyjeżdża twoja dziewczyna?
- Nie mam dziewczyny, ani nie chcę jej szukać w Polsce. Jestem profesjonalistą.