Do Sopotu przyjechał wczoraj Michaił Michajłow, rosyjski center, który w tym sezonie będzie grał pierwsze skrzypce w walce pod tablicami w zespole koszykarzy Prokomu Trefla Sopot. 32-letni gracz nie ukrywał zmęczenia lotem, jednak Rosjanin to twarda sztuka. Bez chwili wahania zgodził się na testy medyczne.
- Chcesz grać w polskiej lidze?
- Pierwszy sygnał otrzymałem półtora tygodnia temu od Tomasa Pacesasa. Przyjaźnię się z nim od czasów wspólnej gry w Uralu Great Perm. Zapytał mnie, czy nie zechciałbym grać w Polsce. Dopiero później z takim samym zapytaniem zwrócił się do mnie mój agent.
- Znasz siłę polskich drużyn, a Prokomu w szczególności?
- Myślę, że dość dobrze jestem zorienotowany w potencjale najlepszych polskich drużyn. Śląsk Wrocław i Anwil Włocławek to uznana klasa. Te drużyny zapewne i w tym roku będą walczyć o tytuł mistrzowski. Bardzo dobrze znam także zespół warszawskiej Polonii, z którą walczyłem w Pucharze NEBL. Ponadto byłem w Warszawie, uczestnicząc w towarzyskim turnieju oraz grałem przeciwko reprezentacji waszego kraju. Troszkę się tego uzbierało. A Prokom? Jestem przekonany, że w tym sezonie - podobnie jak i w poprzednich latach - będzie walczył o mistrzostwo Polski. Prokom ma markę silnego, stabilnego klubu, ze sporymi ambicjami. Przyjechałem tu po to, by pomóc je zrealizować.
- Dlaczego Prokom?
- Dlatego, że zawsze gra o najwyższą stawkę. Jestem o tym przekonany, że będzie tak i w tym roku, zarówno w polskiej ekstraklasie, jak i w ULEB Cup.
- Ile rozpatrywałeś ofert zanim zdecydowaleś się na Prokom?
- Trzy. Pochodziły z Rosji, Hiszpanii i Włoch. Na Prokom po części zdecydowałem się między innymi z tego powodu, że gra tu Tomas, mój przyjaciel.
- W poprzednich latach podstawowym centrem Prokomu był Joe McNaull, ulubieniec publiczności. Czy sądzisz, że uda ci się go zastąpić?
- Zrobię wszystko, by wynik był zawsze korzystny dla Prokomu. To jest najważniejsze. Wynik i gra. Nie odwrotnie. A już nie ode mnie zależy to, jak ocenią mnie kibice. Myślę, że będą ściskali za mnie kciuki.
- Czy wiesz z kim w Prokomie będziesz grał, jacy zawodnicy będą twoimi partnerami?
- Mogę śmiało powiedzieć, że trzon Prokomu to moi starzy znajomi.
Tomas Pacesas przewija się od początku naszej rozmowy. Bardzo dobrze, ze wspólnej gry w lidze rosyjskiej, znam też słoweńskiego skrzydłowego,
Gorana Jagodnika, wiele razy widziałem w akcji
Tomasa Masiulisa, zresztą podobnie jak i Andrzeja Plutę. Jestem przekonany, że nie powinienem mieć problemów z aklimatyzacją.
- Jak ocenisz swoje przygotowanie do sezonu?
- Dzisiaj mogę powiedzieć, że wszystko jest OK. Zapewne tak jest, jednak największym testem będzie liga.
- Przy twoim nazwisku we wszystkich statystykach widnieją dwie narodowości - rosyjska i hiszpańska. W jaki sposób stałeś się posiadaczem hiszpańskiego paszportu?
- Dzięki żonie, która jest... Białorusinką. Irina miała hiszpańskie obywatelstwo jeszcze przed małżeństwem.
- W Polsce zamieszkasz sam?
- Nie, nie. Duchowo wspomagać będzie mnie żona wraz z półtorarocznym synkiem Miszą.